Wyjechałam do Holandii właściwie tylko dlatego, że nie miałam pomysłu na to co zrobić ze sobą pożytecznego w najdłuższe wakacje mojego życia. Mój brat, który siedzi tam już trzy lata, namówił mnie żebym przyjechała do niego – miał mi udostępnić miejsce na materacu w swoim pokoju, żebym mogła oszczędzić przynajmniej na noclegach, i załatwił mi pracę. Moja pierwsza praca w Holandii to nie było nic, o czym się marzy ani nic ambitnego – pracowałam przy sortowaniu tulipanów, co jest jednym z popularniejszych zajęć tutaj. W końcu Holandia jest krajem tulipanów, i to właśnie w fabrykach kwiatów najłatwiej tu o zatrudnienie. Tak więc za pożyczone od brata pieniądze przyleciałam do Holandii, i już na drugi dzień stawiłam się w pracy. Moje zadanie w pracy jest banalnie proste, mam po prostu sortować kwiaty według odgórnie narzuconych kryteriów, przez 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu. A po pracy, w każdej wolnej chwili, gdy tylko pogoda na to pozwala, bawię się w fotografowanie – to moja największa pasja. Za pierwszą wypłatę kupiłam sobie porządny sprzęt fotograficzny, i często wyjeżdżam z bratem za miasto, zwiedzać, oglądać krajobrazy i pstrykać jak najwięcej zdjęć. Tutejsze krajobrazy są naprawdę urzekające – pola pełne wiatraków i tulipanów naprawdę robią wrażenie na przybyszu z Polski, który nigdy dotąd czegoś podobnego nie widział. Było mi bardzo przykro, gdy po czterech letnich miesiącach musiałam wracać do Polski, która wydaje mi się teraz szara i brudna w porównaniu z holenderskimi widokami.
Zgadzam sie z autorem, praca w Holandii jest związana z możliwością oglądania pięknych krajobrazów.