Praca jak praca, wszędzie jest taka sama, ale najlepiej wspominam możliwość zarobkowania w Holandii, dokąd się udałem jako chłopak dziewiętnastoletni z planem, by w ciągu pół roku zarobić na swój pierwszy samochód. Być może mój plan był śmiały i ambitny, ale od zawsze miałem duże skłonności do oszczędzania i byłem bardzo pracowity, a zatem nastawiłem się na to, by pracować dużo i ciężko, i móc co miesiąc odkładać na konto nie mniej niż określoną sumę pieniędzy. Pierwsze moje wrażenia z pracy w Holandii były takie, że wszystko było takie nowe, takie niezrozumiałe. Potrzebowałem kilku dni, by zrozumieć pokrótce zasady funkcjonowania magazynu, w którym zatrudniłem się z ramienia agencji pośrednictwa pracy. To właśnie w taki sposób polecono mi zdobyć pierwsza pracę w Holandii, zanim jeszcze poznam język i kraj na tyle, by móc się swobodnie poruszać samodzielnie na nowym dla mnie gruncie. Oczywiście znalezienie pracy nawet w Polsce i poruszanie się po kwestiach czysto formalnych jest trudne dla dorosłego człowieka nawet w jego ojczystym kraju, ale za granicą czasem ma się wrażenie, że najprostsza sprawa przerasta nas. Gdy już poznałem język i system pracy na tyle, że mogłem swobodnie robić zakupy czy dogadać się w kwestii powierzonych mi zadań w pracy, mogłem aplikować na nieco wyższe stanowisko. Wymarzony samochód kupiłem tak naprawdę po trzech miesiącach regularnego odkładania wypłaty na konto, i dzięki temu mogłem wynająć tańszy pokój nieco dalej od miejsca pracy, bo już mam czym do niej dojeżdżać.
Zdesperowani ludzie szukajacy pracy za granica skazani sa na prace przez posrednika pracy, tzw. agencje. W samej Holandii istnieja tysiace agencji pracy i interes kwitnie coraz bardziej.